Kupiłem okazyjnie cyfrową lustrzankę!

 

Revue AC 5 DIGITAL znany również jako Chinon CP-7m


Ale czy w 1986 roku produkowano cyfrowe lustrzanki? Zacznę może od nazwy, co to właściwie jest Revue AC 5 DIGITAL? To nie nazwa i model japońskiego producenta tylko miano nadane przez wielki niemiecki dom sprzedaży wysyłkowej Quelle, który mocno promował swój dział fotograficzny. Firma nie była konsekwentna w swoich działaniach, pod jej marką można było kupić w różnym okresie co najmniej trzy różne systemy lustrzankowe o niekompatybilnych mocowaniach obiektywów. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z szeroko pojętym ekosystemem Pentax, czy też mówiąc ściślej z mocowaniem bagnetowym Pentax K wprowadzonym na rynek w 1975 roku przez Asahi Optical Corporation i celowo nie opatentowanym, pozostawionym jako “otwarte” Troszkę to przypomina dzisiejszą sytuację z Sony i mocowaniem E. Różnica jest taka, że - przynajmniej do tej pory - na otwartości mocowania Sony skorzystali praktycznie tylko niezależni producenci obiektywów, a do Pentaxa doszusowali mniej renomowani producenci aparatów jak np. Chinon, Cosina i Ricoh. I to właśnie Chinon był projektantem bohatera dzisiejszego wpisu, oferując go jako Chinon CP-7m. Różnice z wersją Quelle były kosmetyczne, tyczyły się innej faktury okleiny rękojeści, wykończeniu wybieraka wielofunkcyjnego oraz oznaczenia przy suwaku wielokrotnej ekspozycji. Natomiast dumna nazwa digital odnosi się raczej do “cyfrowego” wyświetlacza zewnętrznego i być może do cyfrowych wskazań w celowniku. Ot i cała tajemnica.




Tutaj należy się kilka słów Chinonowi. Firma obecnie już nie istnieje, kojarzy ją pewnie niewielu adeptów fotografii, ale i w poprzednich dekadach nie był to producent dobrze rozpoznawalny, zawsze stał w cieniu wielkiej piątki, czy też później wielkiej czwórki japońskich producentów lustrzanek małoobrazkowych. Historia firmy też jest stosunkowo niedługa, bo rozpoczęła się już po II Wojnie Światowej. 


1948 to rok powstania firmy, założonej przez pana Hiroshi Chino. Przedsiębiorstwo funkcjonowało wtedy pod nazwą Sanshin Seisakusho. W 1956 roku rozpoczęto produkcję optyki do kamer 8 mm, a w 1959 wszedł do sprzedaży pierwszy na świecie obiektyw typu zoom do kamer. W 1971 roku rozpoczęto produkcję aparatów małoobrazkowych a w 1973 roku zmieniono nazwę firmy na Chinon Industries Inc.

W 1981 roku wszedł do sprzedaży pierwszy japoński system małoobrazkowy z automatycznie ustawianą ostrością na bazie podczerwieni. System składający się z korpusu Chinon CE-5 oraz 2 obiektywów z niezależnymi silnikami oraz czujnikami nie został ciepło przyjęty na rynku i szybko zniknął ze sprzedaży. W połowie lat 80. Chinon rozpoczął współpracę z Kodakiem, co z czasem zaowocowało jego przejęciem, opuszczeniem rynku fotograficznego, przebrandowaniem i w efekcie upadkiem w 2004 roku. Kilka lat później podjęto jeszcze jakąś formę reaktywacji firmy (przynajmniej w USA) ale bez specjalnego powodzenia.



Wróćmy do Chinona CP-7m. Wszedł on na rynek w 1986 roku, w chwili kiedy trwała już rewolucja zapoczątkowana przez Minoltę modelem 7000, jeszcze nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale za parę lat nikt nie będzie chciał kupować lustrzanek z ręcznym ustawianiem ostrości (ja chciałem) W momencie wypuszczenia na rynek był to flagowy model Chinona i rzeczywiście na tle konkurencji miał kilka atutów. Po pierwsze migawka elektronicznie sterowana, o szerokim zakresie od 8 do 1/2000 s, synchro z lampą błyskową przy czasach 1/100 s i dłuższych. Te dłuższe czasy wcale nie były wówczas takie oczywiste przy ówczesnych “dedykowanych” lampach, które potrafiły wymuszać na sztywno najkrótszy czas synchronizacji. Ciekawym udogodnieniem dla amatorów była automatyka programowana, która zwalniała z wyboru zarówno przysłony jak i czasu. Nie była to w 1986 roku żadna nowość, natomiast nowością było to że Cp-7m posiadał aż trzy programy i to w czasach zanim producenci zaczęli mnożyć programy tematyczne. Pierwszy i domyślny był programem normalnym, preferującym czasy w okolicach 1/60 s, kolejny sportowy, starał się ustawiać czasy nie dłuższe niż 1/250 sekundy i ostatni, kreatywny preferował dużą głębię ostrości i schodził z czasami do ⅛ sekundy. Dla porównania; flagowa lustrzanka AF Nikona f-501 miała 2 programy oraz PROGRAM DUAL, który w przypadku obiektywów AF decydował który z wyżej wymienionych programów użyć, w zależności od ogniskowej obiektywu. Kolejną ciekawostką było podejście Chinona do realizacji automatyki programowej. Otóż Pentax w 1983 roku zmodyfikował bagnet K dodając styk elektroniczny. I dopiero aparat wyposażony w ten bagnet, dla rozróżnienia nazywany KA oraz odpowiedni obiektyw mógł zrealizować automatykę programową. Podobnie nieco później postąpił Ricoh, ale umieścił swój styk w innym miejscu bagnetu, więc obydwa rozwiązania były wzajemnie niekompatybilne. Natomiast w aparacie Chinona wyposażonego w programy wystarczyło dowolny obiektyw z mocowaniem K zamknąć do minimalnej przysłony i już można było ich używać. Właściwie to nawet tego nie trzeba było robić, ale wtedy ograniczało to zakres używanych przez program przysłon. Jeśli ktoś chciał większej kontroli nad parametrami miał do dyspozycji automatykę czasu, czyli mógł działać przy preselekcji przysłony lub też skorzystać ustawień ręcznych, t.zw. manualu. Był też dostępny czas B. Przesuw filmu zautomatyzowano, można było robić zdjęcia zarówno pojedyncze jaki seryjne z prędkością 2,5 klatki na sekundę. Oryginalnie również Chinon podszedł do kwestii zasilania: można było zastosować nowoczesne ogniwo litowe typu 2CR5, które dawało wysoką wydajność, wg. instrukcji nawet 150 rolek filmu 36 klatek lub popularne baterie alkaliczne AA bez żadnych adapterów. Teraz będzie jeszcze ciekawiej. Samowyzwalacz domyślnie działał z wartością opóźnienia 10 s ale można było go ustawić w przedziale 1 s do 90 minut i po uruchomieniu odliczał czas co sekundę na zewnętrznym wyświetlaczu, dokładnie w tym samym zakresie można było zaprogramować interwałometr, który bardzo rzadko był wówczas implementowany w korpusy lustrzanek, częściej (o ile w ogóle) realizowało się tę funkcję za pomocą akcesoriów w rodzaju wymiennych tylnych ścianek bądź wężyków spustowych. Czas jest również odliczany w trakcie używania ustawienia B, co więcej jest również możliwość zaprogramowania czasu trwania otwarcia migawki w zakresie 1 s - 90 min. Kolejną rzadko spotykaną funkcją była wielokrotna ekspozycja, realizowana suwakiem na górnej płycie aparatu. Aparat wyposażono też w przycisk pamięci pomiaru światła, który działał w przypadku automatyki czasu, w programach już nie. To w pewien sposób rozdzielało sferę amatorską aparatu od kreatywnej. Standardem stawało się wówczas wyposażanie aparatów w odczyt kodów DX, czyli specjalnego kodu na kasetkach z błoną światłoczułą, który po sczytaniu pozwalał na automatyczne ustawianie czułości w aparacie, można było to zrobić również ręcznie. W przypadku filmów kodowanych DX można było użyć korekty ekspozycji w zakresie +/- 4 EV z krokiem co ½ EV. Film po załadowaniu nawijany jest automatycznie do pierwszej klatki, jego zwinięcie jest możliwe w dowolnym momencie i trzeba je wymusić ręcznie. Jeśli użytkownik pogubiłby się w ustawieniach, na górnej ściance aparatu jest przycisk RESET, który przywraca domyślne ustawienia.

Jak wyglądał Chinon CP-7m na tle ówczesnej konkurencji? Zacznijmy od tego, że pośród manualnych aparatów nie było zbyt wielu przedstawicieli ze zintegrowanym zmotoryzowanym napędem. Wprawdzie już w 1979 roku pojawiła się Konica FS-1, ale nie znalazła ona zbyt wielu naśladowców, napęd bywał oferowany najczęściej jako dołączany winder (bardziej amatorskie) i motor drive. Pentax wprawdzie miał w ofercie zmotoryzowany model A3, ale był to aparat zupełnie podstawowy, z migawką o słabszych parametrach i funkcjonalnie ograniczony praktycznie do automatyki programowej. Z kolei Ricoh swoje modele z automatycznym napędem zaprezentował 2 lata później. Pośród konkurencji z innych “rodzin bagnetowych” znalazłem tylko dwa modele: Canon T70 i Nikon F-301, oba nieco wcześniejsze od Chinona. Pod względem projektu korpusu i sterowania CP-7m najbardziej przypomina Canona: całkowicie plastikowa obudowa nałożona na solidne metalowe wnętrze, “guzikologia” pozbawiona kółek sterujących i oparta na przyciskach i suwakach, pokaźny ekran LCD na górnej płycie oraz wydatny grip. Oczywiście różnic też było sporo, jedne na korzyść jednego, inne drugiego aparatu, ale raczej traktowałbym je jako konstrukcje równorzędne. Podobnie ma się sprawa z Nikonem F-301, który przy zbliżonej funkcjonalności posiadał zdecydowanie bardziej klasyczną bryłę, grip, elementy sterowania i uchwyt, ale i też na przykład mniej zaawansowany napęd, bo choć oferował identyczną jak CP-7m prędkość zdjęć seryjnych, to po skończeniu filmu należało go zwinąć korbką do kasetki, a Chinon w tym celu również używał silnika. W zasadzie można powiedzieć, że Chinonowi do bycia aparatem wszystkomającym w tamtym okresie zabrakło tylko sterowania TTL lampy błyskowej i może przycisku podglądu głębi ostrości, którego to współczesna mu konkurencja też często nie posiadała


Z dzisiejszej perspektywy praca z Chinonem CP-7m jest dosyć przyjemna, względnie ergonomiczna a obsługa nie jest przesadnie skomplikowana. Wydatny grip jest nieco za niski dla osób o większych dłoniach (dla mnie jest niemal OK) a na tylnej ściance jest nawet kontra dla kciuka, choć jak to w latach 80. bywało - nieco kanciasta. Lustro pracuje miękko i nawet z obiektywem standardowym nie czuć jego “kopania” Gdybym miał obecnie wracać do fotografii konwencjonalnej pewnie łatwo zaprzyjaźniłbym się z tym aparatem. 


Dwa lata później od CP-7m Chinon pokusił się o wypuszczenie jeszcze bardziej “dopakowanego” aparatu czyli CP-9. Korzystał on z podobnego projektu jak poprzednik jednak doszły jeszcze dwie nowości: system TTL lampy błyskowej oraz zintegrowany AF. Jednak nie mogąc użyć styków i protokołów Pentaxa, firma zaprojektowała autorskie rozwiązanie, które z Pentaxem było niekompatybilne. Skończyło się na raptem 3 obiektywach i zarzuceniu produkcji konwencjonalnych lustrzanek z wymienną optyką. Pozostały jeszcze eksperymenty z lustrzanką z niewymiennym obiektywem (podobne projektował też Olympus) czyli serii Genesis, ale to już była ostatnia próba pozostania na rynku lustrzankowym.

 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Oto ja